Brak czasu na cokolwiek.
Praca jak najbardziej w porządku, chociaż takie stanie bezsensu 6 godzin dziennie dłuży się jak jasna cholera. No ale lepiej stać bezsensu niż zapieprzać dzień w dzień jak osioł za 6,40 netto. Poza tym praca siedem dni w tygodniu bez dnia wolnego, z czego z drugiej zmiany, która kończy się o 21 (w domu jestem 22) wchodzę na pierwszą zmianę (która zaczyna się o godzinie 9) też nie jest takie dobre. Moje życie osobiste składa się tylko z łóżka i około dwóch godzin czasu wolnego przed pracą.
Czas na znajomych, na załatwienie jakichkolwiek spraw, czas dla własnego faceta nie istnieje w ostatnim czasie. Z Danielem widziałam się ostatni raz jakoś w piątek i nie ma najmniejszych szans bym zobaczyła się z nim wcześniej niż w przyszłym tygodniu.
Nie jestem jak na razie jakoś mega zmęczona, ale co z tego skoro nie mam ani chwili dla siebie.
Raczej jestem zmuszona podziękować od przyszłego miesiąca za pracę bo w takim trybie niema szans pogodzić tego z nauką.