środa, 12 września 2012

Brak czasu na cokolwiek. 
Praca jak najbardziej w porządku, chociaż takie stanie bezsensu 6 godzin dziennie dłuży się jak jasna cholera. No ale lepiej stać bezsensu niż zapieprzać dzień w dzień jak osioł za 6,40 netto. Poza tym praca siedem dni w tygodniu bez dnia wolnego, z czego z drugiej zmiany, która kończy się o 21 (w domu jestem 22) wchodzę na pierwszą zmianę (która zaczyna się o godzinie 9) też nie jest takie dobre. Moje życie osobiste składa się tylko z łóżka i około dwóch godzin czasu wolnego przed pracą.
Czas na znajomych, na załatwienie jakichkolwiek spraw, czas dla własnego faceta nie istnieje w ostatnim czasie. Z Danielem widziałam się ostatni raz jakoś w piątek i nie ma najmniejszych szans bym zobaczyła się z nim wcześniej niż w przyszłym tygodniu. 
Nie jestem jak na razie jakoś mega zmęczona, ale co z tego skoro nie mam ani chwili dla siebie. 
Raczej jestem zmuszona podziękować od przyszłego miesiąca za pracę bo w takim trybie niema szans pogodzić tego z nauką.




czwartek, 6 września 2012

Pierwszy dzień pracy? Zaliczony!
Wrażenia? Nie najgorzej skoro trzeba już pracować
Mimo wszystko chyba zaczynam rozumieć słowa "Jeszcze się w życiu napracujesz"


niedziela, 2 września 2012

Czasem człowiek ma wielkie plany, cele, marzenia, w które wierzy z niesamowitą siłą. Codziennie małymi krokami z wielką dokładnością i ostrożnością buduje je jak małe dziecko wieże z drewnianych kolorowych klocków. Im wyższa wieża tym większy uśmiech na twarzy i satysfakcja w oczach dziecka. 
Człowiek pokłada w tych planach swoje życiowe szczęście i podobnie jak dziecko im wyżej sięgają plany i im bliżej są zdobyte cele tym większe szczęście.
I nagle nie wiadomo dlaczego, kiedy dziecko układa już ostatnie części swojej budowli, podbiega ktoś bliski dla malucha i wyjmuję klocek gdzieś ze środka wieży. Cała budowla legnie w gruzach...
A co jeżeli okazuję się, że Twoje plany, cele, marzenia doszczętnie rozwala osoba, dla której to wszystko robiłeś? Co jeżeli osoba, którą kochasz w kilku zdaniach niszczy całe to szczęście, które było dla ciebie powietrzem? To co wczoraj było największym marzeniem, dziś już jest zupełnie nieistotną sprawą.
I co wtedy?
I czym jest wtedy słowo "przepraszam"?
I jaka jego cena?




sobota, 1 września 2012

To co jeszcze nie dawno miało swój sens, dziś powoli go traci.


Egzamin zaliczony na 76, 75 i 91 %. Czyli jakby nie było na całkiem dobrze! Niestety inni nie mieli takiego szczęścia- Dżasta jestem z Tobą! To absurd żeby najlepiej ucząca się dziewczyna oblała końcowy egzamin, a jeszcze większy absurd żeby najlepiej uczącej dziewczynie zabrakło dosłownie jednego punkta do zaliczenia tego egzaminu. A jeszcze się śmiałam z tego co byłoby gdyby, któraś z nas nie zdała, a zdałyby te wszystkie osoby co ledwie ledwie skończyły tą szkołę. No ale jak pech to pech. Podziękowania dla szefowej też jakoś przeszły w całkiem miłej atmosferze. To teraz tylko odebrać całą dokumentacje i od października nowy etap życiowy. 

Wczoraj rozmyślałam nad ludzką głupotą. Dokładnie nad tym jak można żartować z ludzkiej śmierci. Z pobliskiego miasta zginął 17-letni chłopak, który wypadł przez balkon z piątego piętra na obozie. Powiedziałam o tym koledze, a on bezczelnie z tego zażartował mówiąc, że jak był głupi to trudno skoro nie umie ginąć- jak to określił. Spytałam jak może tak w ogóle mówić i czy chciałby by ktoś tak to określił gdyby to ktoś z jego rodziny, najlepszy przyjaciel czy nawet jego dziewczyna zginęła w takich okolicznościach. Stwierdził, że nie, ale nie znał tego chłopaka i nie będzie się przejmował czymś takim bo codziennie ktoś ginie i to normalne. Może i tak. Może to prawda, że codziennie ktoś ginie i jest to na porządku rzeczy, ale czy naprawdę na porządku rzeczy jest żartowanie z tego? Na pewno nie dla mnie... Usłyszałam, że żartowanie z tego to rodzaj czarnego humoru. Czarny humor... Chyba nie uznaję takiego określenia bo dla mnie żart z rzeczy tragicznych, w których występuję człowiek nie jest żartem a raczej osobistym brakiem szacunku dla ofiary tragedii...
A co wy o tym myślicie?


czwartek, 30 sierpnia 2012

Blogspot chyba nie jest taki najgorszy. Z początku zupełnie nie umiałam się tutaj odnaleźć, ale teraz powoli widzę, że jednak istnieją tu istoty ludzkie i to nawet z Polski. Przywiązanie do ukochanego Tenbitu, który mi zamknęli wytworzył w moim wielkim blogowym sercu pustkę. 


Zdjęcie z Bułgarii, z Moim Słońcem!
Wakacje dobiegają końca. Myśl o tym, że nie wstanę w poniedziałek rano, nie ubiorę się jako tako elegancko i nie pójdę bądź nie pojadę w kierunku szkoły napawa mnie dziwnym uczuciem. 
Rok szkolny rozpocznę dopiero w październiku i co będę robić przez ten cały miesiąc? Pewnie będę się lenić całymi dniami, przesiadywać na laptopie, poszukiwać nowych przyjaciół na tym zacnym portalu, bywać na mieście, ambitnie poszukiwać pracy, z którą już wiem, że będzie ciężko i romansować z biblioteką.
Jutro moje być albo nie być czyli wyniki egzaminu zawodowego. Z pewnych przecieków wychodzi na to, że zdałam, ale przyznam szczerze, że nigdy w życiu nie byłam niczego tak nie pewna jak tego. Lepiej żeby przecieki się sprawdziły bo w innym wypadku chyba nie będę potrafiła spojrzeć pewnym osobą w oczy, sobie chyba zresztą też nie.
Co do wakacji. No cóż wyjazd do Bułgarii całkiem udany chociaż przyznam, że mogło być dużo lepiej, ale bez narzekań bo w przyszłym roku raczej nie będzie na tyle kolorowo by pozwolić sobie na zagraniczne wakacje. Nic tylko się modlić, żeby chociaż w Polsce jakieś wyszły.
A wy? Jak podsumujecie wakacje?